środa, 28 marca 2012

chorość

Zeszły tydzień przywitałam zatruciem pokarmowym w wersji, jakiej nie znałam nigdy wcześniej. Więc był grany lekarz i następnego dnia było git.
Teraz przyszła kolej na chorość głowy, nosa, gardła i ogólnie całego człowieka. Może jakieś przesilenie wiosenne? Nie wiem. Fakt jest taki, że wiatraczek, skuterek i zimne napoje potrafią rozłożyć nawet w super ciepłym miejscu jak Lombok.

Szpital to jedna z miejscówek, która jest 'busy' wieczorami. Ludzie przychodzą po poradę, bo sami chorują, albo przyjeżdżają z rodziną, bo ktoś w niej choruje, albo po prostu kogoś odwiedzają, bo ktoś inny choruje. Te odwiedziny w szpitalu nie są takie jak sobie wyobrażacie ("przyniosłam pomarańczki, poprawie poduszkę i uciekam"). W tych szpitalach się bywa i siedzi.
A więc: gdy znajomy jest chory i ma zostać w szpitalu powiedzmy na obserwację, członkowie rodziny się zjeżdżają, aby chorego doglądać (raczej nic nie kupują (pomarańczki), oni po prostu leczą swoją obecnością). Gdy pacjent ma zapowiedzianą operację, to tuż po niej w jego pokoju oraz przed przebywa oprócz rodziny zgraja sąsiadów, znajomych poszczególnych członków rodziny, rodzina dalsza, czyli kuzynostwo itd. Z mojego punktu widzenia jest to mega męczące, zwłaszcza po operacji i jest to co najmniej niekomfortowe. Mój belgijski kolega parę miesięcy temu próbował uratować dziewczynę przed dwoma złodziejami torebek. Niestety się nie udało, Vincent dostał cios nożem i trafił do szpitala. Odwiedziłam go w szpitalu, a w jego pokoju o powierzchni 4 x 5 m oprócz chorego przebywało jeszcze 9 osób (głównie dziewczyn), które siedziały, rozmawiały i słuchały muzyki z telefonów (nie jednego telefonu, więc to jakaś muzyczna masakra; btw... to moje ulubione znienawidzone zajęcie – słuchanie durnej piosenki z chińskiego telefonu, którego głośniki są ewidentnie popsute). No i chory leży sobie, z nikim nie rozmawia, bo odwiedzający są zajęci sobą. Jedna z dziewczyn spała na podłodze. Super, nie?

Inna sprawa to leki.
Tutaj antybiotyki można kupić bez recepty. Apteki są czynne dłużej niż sklepy i też są miejscówkami super zatłoczonymi. Indonezyjczycy biorą sporo leków, dużo antybiotyków, które czasem sami sobie dawkują. I nie ograniczają się w dawkach i rodzajach środków przeciwbólowych. Gdy bolał mnie ząb dostałam od lekarza valium... :)

Bycie chorym jest bardzo ograniczające i nudne. I jak się okazuje w przypadku chorego indonezyjskiego, nawet podczas rekonwalescencji może być przerąbane. Więc najlepszym rozwiązaniem jest chyba nie chorować.

Czuję się dziś tak:

1 komentarz: