sobota, 21 stycznia 2012

o lenistwie i co z tego wyszło

Jestem dziś leniwa. Z kilku powodów. Po pierwsze – senność. Czytałam do drugiej w nocy chyba i jakoś tak nie mogę się obudzić cały dzień. Po drugie – pogoda. Od rana pada deszcz i założę się, że złośliwiec nie padał w nocy, tylko zaczął dopiero wtedy, gdy się obudziłam. Oczywiście razem z deszczem przyszła mokrość i zimność, co sprawia że pogoda jest typowo jesienna i herbatowo-książkowo-kocykowa (chciałabym napisać ciastkowa, ale niestety nie dziś; zabrakło).
A że taki człowiek siedzący pod kocykiem, czytający i popijający ciepłą herbatkę jest leniwy, to chyba wszyscy wiedzą i nie trzeba tego tłumaczyć. Ciepłość podkocykowa sprawia, że nie chce się takiemu człowiekowi wystawić nóg na zewnątrz, chyba że na siku, ale po dodatkową porcję herbaty. Ale jak to mówią „nie samą herbatą człowiek żyje”, więc cytując producenta jogurtów 'przyszedł głód' (w dzisiejszych czasach nie cytuje się już Mrożka czy Bartoszewskiego, który nota bene mi się śnił dziś, ale profesor w rzeczywistości był Różewiczem (wyglądał jedynie jak prof. Bartoszewski), który poprawiał mi wiersz o Mrożku – naprawdę, to mój sen!). No więc gdy głód przyszedł, nie dało się go przepędzić, trzeba było coś zadziałać. Zimność powoli ustępowała głodowi (wygrał, przeklęty!), więc wynurzyłam się spod kocyka. Nawet największy głód świat jednak nie wyciągnąłby mnie na zewnątrz, do cywilizacji, więc zostaje pichcenie w domu, z tego co jest akurat w zapasach. No i co?
Panie i Panowie, ogłaszam się Samozwańczą Królową Kapuśniaku! Czym byłaby jesień czy też zima bez kapuśniaczku, ja się pytam? Co z tego, że Indonezja, co z tego, że palmy! Kapuśniak musi być i basta. Ale, ale... całość przedsięwzięcia nie wyszłaby, gdyby nie:
ja – w końcu ugotowałam najlepszy kapuśniak w wersji indo; nagroda!
mój partner, zwany Mr. I. – za zrobienie kiszonej kapusty. Tak, indonezyjska para rąk ubiła indonezyjską kapustę na polski sposób; nagroda!
mój tata – za podanie przepisu przerobionego na wersję azjatycką (bo „u nas” wszystko się dzieje inaczej); nagroda!
Pani na bazarku, która mi kapustę sprzedała; też nagroda!
Więc teraz pozdrawiam serdecznie w pozycji podkocykowej-książkowej-kapuśniakowej. Magia polskiej zupy w wersji indo przepędziła nawet deszcz.
Ten post jest super babciowy, więc pozdrawiam serdecznie i ściskam wszystkie babcie świata, w tym moje dwie ukochane-polskie-kapuśniakowe babcie! Muah.
M.

środa, 18 stycznia 2012

Indonezyjski podrywacz

Trudno mi z pewnością stwierdzić, że taki gatunek męski istnieje, ale ponieważ w Indonezji nie brakuje miejsc turystycznych, tak zwanych resortów, zakładam więc, że podrywacz niejeden się znajdzie. Śmiem twierdzić również, że niewiele się różni od podrywacza polskiego, w końcu cel jest ten sam – poderwać i... O ile w Polsce poderwanie powinno (zapewne według podrywacza) zakończyć się w miłych okolicznościach, na przykład sypialnianych, o tyle w przypadku indonezyjskiego podrywacza chodzi niestety (dla pań) głównie o pieniądze. Statystyczny indonezyjski podrywacz bowiem oprócz wrodzonego wdzięku, nienagannego wyglądu, pięknie zbudowanej klatki piersiowej, podkreślonych bicepsów i garnituru białych zębów nie posiada nic więcej, w tym jak również – gotówki.
Indonezyjski podrywacz zaczyna od spojrzenia. Zarysowane gęste brwi, a pod nimi oczy, które jak tylko mrugną w kierunku ofiary, potrafią zdziałać cuda. Kobieta to spojrzenie pochwyci, odpowie spojrzeniem zwykłym, w jej mniemaniu oczywiście, ale podrywacz swoje już wie. Biedna kobieta wpada w zasadzkę, z której trudno się później wydostać. Podrywacz przystępuje do działania i następuje początek konwersacji. Warto zaznaczyć w tym miejscu, że konwersacja następuje, nawet jeśli ofiara jest zajęta/niedostępna/niechętna/niezainteresowana. Podrywaczowi to nie przeszkadza i zaczyna. Gdy ofiara jest w ruchu, a mianowicie przemieszcza się, podrywacz zazwyczaj zagai 'Where are you going?'. Mimo braku odpowiedzi ofiary, potoczy się za nią, zadając kolejne pytania, jak na przykład 'What is your name?' (jeśli czytelnik chce wyobrazić sobie akcent z jakim podrywacz indonezyjski zadaje to pytanie, sugeruję przeczytanie tego pytania baaaardzo powoli, podkreślając oddzielne wyrazy, zapominając jednocześnie o jakimkolwiek akcencie). Jeśli po kolejnym pytaniu kobieta nie odpowie, podrywacz puszcza sidła i daje jej uciec. Polowanie kończy się w momencie oczywistym – pochwycenia nowej ofiary.
Gdy ofiara się nie przemieszcza, głupie byłoby pytanie 'Where are you going?' i nasz podrywacz to wie. Dlatego też pyta: 'Where are you from?'. Jeśli ofiara odpowie, podrywacz zazwyczaj lekko zkonfudowany robi długie 'Ooooo.', po czym pyta dalej: czy ofiara ma męża, czy chłopaka (po twierdzącej odpowiedzi pada oczywiste i przewidywalne pytanie: gdzie on jest, więc warto zachować ostrożność w tym względzie). Indonezyjski podrywacz kończy, gdy ofiara 'zaskoczy' i jest chętna na kupienie drinka, kolacji... nowych ciuchów, butów, kosmetyków, motoru, samochodu, ziemi, domu. Koniec końców jest taki, że ofiara w zasadzie nie jest już ofiarą, bo staje się szczęśliwa na swój własny sposób. Jest kobietą w średnim wieku, z niezłą emeryturą, którą dostaje na konto ze swojego zamożnego kraju, i którą wydaje tutaj na swojego super przystojniaka, młodszym od niej o jakieś 20 lat.
No dobra, przesadziłam z tym końcem, bo nie zawsze tak się kończy. Zazwyczaj, niestety dla podrywaczy, za swoje drinki płacą sami. Chyba, że faktycznie amerykańskie i holenderskie 90-kilogramowe cougary są blisko...

sobota, 14 stycznia 2012

soto 2

Styczen miesiacem soto!
Wpadlismy wczoraj do knajpy o wyszukanej nazwie O'BAMA. Śmieszna knajpka przyozdobiona plastikowymi zielonymi liściami, ze stolikami w bialo-czerwonych kolorach. Knajpa serwuje soto, bakso oraz nasi. Pytanie: co je łączy? Nazwa: O'Bama.
Nie wiemy dokładnie na ile właściwiele knajpy są fanami prezydenta O'Bamy, ale coś musi być na rzeczy.
Jedzenie ok. Soto bardzo smaczne, o nowym, nieznanym mi jeszcze smaku. Zamiast kielków soi znalazłam w moim soto kawalki kapusty, co bylo zaskakujace, ale niesamowicie smaczne.
Mniami.

Miejsce: Soto Ayam Kampung O'BAMA, Mataram
Liczba łyżek soto: 8
Cena: 12k IDR ($ 1,4).




poniedziałek, 9 stycznia 2012

soto

Proszę Państwa, pada od 3 dni. Prawie non stop, z przerwami na szybko skok do sklepu czy po jedzenie. No i w taką pogodę najlepsze jest soto ayam właśnie.
Nasz skok po soto był daleki, bo zatrzymaliśmy się w miejscu, które polecała Kasia w jednym z komentarzy do mojego wcześniejszego posta o soto. No więc wracając z Malimbo Beach (nie MALIBU!), zatrzymaliśmy sie na szybkie soto i bakso. A że zimno było i dzień w bluzie, soto się przydało.
No więc soto niezłe, ale mało treściwe. Mało makaronu, jednak rosołek o konsystencji prawidłowej. Pani zapomniała o limonce ;/
Bakso z kolei było podane w wodzie, w której to kulki się wcześniej gotowały. Dla mnie osobiście obrzydlistwo, ale partner mój stwierdził, że 6 mógłby przyznać.
Tak więc - było dobrze, ale nie najlepiej. Za to cieplej się zrobiło!
(poniżej zdjęcia; sorry za jakość, ale zdjęcia telefoniczne są ;/ )

Miejsce: warung przy wjeździe do Green Valley / Senggigi
Liczba łyżek soto: 6
Liczba łyżek bakso: 1 (przyznane przez nowicjusza baksowego); 6 (przyznane przez systematycznego zjadacza bakso)

moje soto


bakso

piątek, 6 stycznia 2012

2012

zyczenia, takie prawdziwe, niby postanowienia, wyczytalam, ze sa bezczeszczone jeszcze tego samego dnia. pomijane, niedotrzymywane sa. jak na przyklad palenie czy zrzucenie zbednych kilogramow. podobno 66% osob, ktore mowia - koncze z paleniem, pali piewszego i wcale nie ostatniego papierosa jeszcze 1 stycznia. wiec pieprze - jest bez postanowien, po prostu sa zyczenia.
wymyslilo mi sie w glowie, zeby:
- nie bylo trzesien ziemi
- zlikwidowano robaki pod wszelkimi postaciami - latajace, pelzajace (w moim rozumieniu zaby to tez robaki!), chodzace, skaczace
- zeby bilety lotnicze byly za 1 zł
- zeby dzieciakom z LKP chcialo sie bardziej i zeby mi sie chcialo bardziej pokazac im, ze warto chciec
- zebym przeczytala wiecej ksiazek niz rok temu
- zebym obejrzala tyle samo filmow niz rok temu; ewentualnie wiecej (160 w 2011)
- zeby zdrowie stalo sie przyjacielem, a nie rywalem
- zeby siwe wlosy byly brazowe
- zeby tluszcz zamienial sie w miesnie na tajemne haslo i zebym ja to haslo znala
- zeby Di Caprio dostal Oscara w tym roku
- zeby spelnily sie marzenia moich bliskich

tyle. wydaje mi sie, ze to wcale nie jest duzo, ze to realne jest (moze oprocz robakow). serio.
najlepszosci.

A. I zeby Wam bylo cieplo, tak samo jak mi!
Love.