poniedziałek, 12 września 2011

rumah sakit

szpital nie nazywa sie optymistycznie, bowiem w wolnym tlumaczeniu rumah sakit to dom chorych. czemu nie rumah sehat, czyli dom zdrowych? dziwne, nie?
ok, o kotach, o ktorych pisalam wczesniej dopisze jutro pare slow. maja sie dzielnie (mam nadzieje).
ja dzielnie mam sie rowniez. chwilowo tylko nie domoglam. ale jest juz ok.
ponizej dwa zdjecia z pokoju, ktorego nie opuszczalam przez ostatnie 5 dni - piekny obraz, na ktory gapialm sie probujac wydobyc z niego (poruszajaca?) glebie.
oraz instrukcja lozka, mowiaca: nie wystawac pzez barerki, nie wkladac reki w barierki, nie wchodzic pod lozko i nie bawic sie pilotem sterujacym. Tak, moje lozko bylo sterowane ;) wrrr.


niedziela, 4 września 2011

koty! pomocy!

No to się porobiło.
Co jakiś czas widzę w swoim ogródku koty – dwa czarne koty. Takie zwykłe raczej.
Wczoraj słyszałam miauczenie jednego, wiem który to... na pewno dziewucha, chciała się zabawić z innymi kotami i je pewnie wołała, więc jakoś nie zwróciłam na to specjalnej uwagi. Ale od rana słyszałam to znowu, tylko tym razem trochę delikatniejsze... I co?
I okazało się, że w moim ogródku są dwa małe, nowo narodzone koty, ślepaki! Wyczytałam, posprawdzałam i mają od 1 do 3 dni. Bankowo. Matka je olała, poszła się szlajać pewnie, a ja nie wiem co mam z nimi zrobić! Totalnie! Czy zabrać je do domu, czy nie? Jeśli karmić to jak i czym, no i przez co? Pomocy!
Ale niedziela... nie ma co.


niedzielne śniadanie

Dzieci sąsiadów darły się od około 6 rano. Grały w piłkę, która co jakiś czas uderzała o moją bramę, więc od 6 teoretycznie 'grałam razem z nimi'. Ciężki poranek.
Rano nie było słońca, jakoś tak chłodno. Jesień pełną gębą.
Mango i mandarynki na śniadanie. Do tego sok ananasowy. Z tym mango to śmieszna sprawa, bo wydawało mi się, że go nie lubię :) pomyliłam je z melonem (wiem, głupiam) no i się okazało, że jednak mango lubię. Arbuzów niespecjalnie, bo nie mają smaku, melonów, o czym wspomniałam... gruszek też nie, ale na szczęście ich tu nie ma! No więc MANGO!
Jako osoba, która 'wants to know everything' zaczęłam szukać info o mango. W sensie poszukiwać info dlaczego ja mogłam go wcześniej nie lubić i czemu go nie jadłam.
Po pierwsze w Polsce mango kosztuje 6,39 zł za sztukę (pozdrawiam Almę!); w puszce mango kosztują 7,58, ale puszka ta zawiera jedynie 54% mango no i oczywiście regulator kwasowości E330.
Po drugie... no ta pomyłka, o której wspomniałam z melonem.
Nieważne, teraz jem mango codziennie. Mango zawiera błonnik, białko, potas, magnez, sód, witamy: C, A, B1, B2 i PP. Polecane jest kobietom w ciąży (!) lub lekko anemicznym. Ze względu na wysokie stężenie węglowodanów (kochanych!) działa pobudzająco.
Podobno mango rosną jak chcą, w sensie nie są za bardzo wymagające. Sprawdzimy to. 3 dni temu rozpoczęłam proces hodowli własnego mango. O sukcesach (o porażkach nie ma mowy) będę informować na bieżąco!