wtorek, 18 stycznia 2011

Surabaya - day 1

Surabaya zaskoczyła. Nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego przyznam szczerze, a tu taka niespodzianka... Po kolei.
Lot z Mataram do Surabaya (nie będę odmieniać nazw miast, bo zabawia w ji lub ii jest durna) był podróżą w czasie – lot o 10.20 zakończył się o 10.10. Miasto duże, ponad 2.4 mln mieszkańców, rozmieszczone dosyć szeroko we wschodniej części Jawy. Taksówka z lotniska do centrum miasta – prawie godzina ;/
Miasto miastem, nieważne, to w końcu tylko budynki. Ludzie. Surabańczycy (czy raczej Surabayajowie, a może jednak Surabaykowie), może lepiej: mieszkańcy miasta Surabaya (uff!) są znakomici, super gościnni, uśmiechnięci, uczynni, pomocni...dużo mogę epitetów-komplementów posłać w ich stronę. Co uderza, to to, że rozmawiając z tobą nie mają w oczach dolarów i kasy ogólnie. Bardziej zależy im na tym, abyś zrobił/a im zdjęcie, niż żebyś kupił/a od nich ryż, zabawkę, tiszert etc. Chcą pogadać, powiedzą Hello (bez mister!) i tyle. Dzięki temu odbieram to miasto jako ciepłe i przyjazne. Miłe.
Ponieważ moja skóra ciągle jest biała (bule!) byłam gościem honorowym na treningu tańca javanese i lekcji w zasadzie nie wiem jakiego języka, bo podczas godziny „mówiliśmy” po angielsku, arabsku, chińsku i indonezyjsku. Ogólnie w porządku :)
No i byłam w Kudang – wiosce we wschodniej części Surabaya.
Tyle na dziś. Jutro meczet, arabska dzielnia i Chinatown... może pho?
M.
ps. Ranking na najbardziej szaleńczo jeżdżących do tej pory wyglądał następująco: 1. Bali, 2. Lombok, 3. Sumbawa. Jest jednak nowy uczestnik – Sumbawa, który bezkonkurencyjnie zajmuje miejsce pierwsze. Na ulicach dzieje się to, co chce, mimo że to ciągle nie jest BKK, ale i tak jest ciężko momentami. Na ulicach dużo Mercedesów – skąd? Nie wiem, ale jest to podejrzane ;/

Surabaya/photos
TV
Mau makan apa?Nasi goreng! :)mistrz drugiego planuja i moj rower - krotka historia"walikota" - ulubione słowo mojego taty; w tłumaczeniu: burmistrz ;)szach matbrakeJavanese dance training"Fryzjer" stoi, nie siedzi ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz