czwartek, 23 grudnia 2010

Bali / on my way to KL

To samo miejsce, w którym się 'wszystko' zaczęło, prawie rok temu. To samo lotnisko w Denpasar i ten sam napis "Bali is my life". Taka sama deszczowa pogoda. Rok temu, czekając na ten sam lot do KL o 4am spotkałam Węgra (nie pamiętam jego imienia!), który włanie wracał ze stypendium do swojego kraju. Pamiętam jak mówił, że nie wie co będzTo samo miejsce, w którym się 'wszystko' zaczęło, prawie rok temu. To samo lotnisko w Denpasar i ten sam napis "Bali is my life". Taka sama deszczowa pogoda. Rok temu, czekając na ten sam lot do KL o 4am spotkałam Węgra (nie pamiętam jego imienia!), który włanie wracał ze stypendium do swojego kraju. Pamiętam jak mówił, że nie wie co będzie robić, gry wróci do Węgier i mimo, że mam dokładnie 6 miesięcy do podjęcia jakiegokolwiek działania, doskonale rozumiem jego słowa. Ja też nie wiem. Nie wiem co będzie. Ale się nie zamartwiam.
Przyjechałam na Bali o 3 nad ranem, ale podróż zaczęła się znacznie wcześniej. Nie może być normalnie, bo oznaczałoby to, że jestem w innym kraju. A więc... kupiłam bilet na bus na godz. 17.00, z bardzo wyraźnym zaznaczeniem, że trzeba być na dworcu autobusowym o 16.00. Znam już te 'trzeba być', dlatego o 16.00 dopiero wyjechałam z domu. Dworzec - świetny, super, z kozami, kobietami rzucającymi w nie torebkami, nagabywaczami, szmaciarzami, oszustami - mój ulubiony. Pakowanko, pakowanko, pakowanko, bus wyjechał o 18.00 z dworca. Po 7 minutach jazdy - stop - kolejne pakowanko rzeczy, tym razem na dach, pod nogi, gdzie się da, aby po 30 minutach w końcu ruszyć w kierunku Lembar - przystani. Tam czekanie około godziny, bo łódka nam odpłynęła - ciekawe dlaczego???? Spotkałam Olkę, którą razem z Magdą poznałam w New Delhi, skąd brałyśmy ten sam lot do KL. Śmieszne to spotkanie, niezaplanowane, przypadkowe. Mamy się spotkać na Gili w NYE może. W Lembar panowie taksówkarze znienawidzili mnie, gdy powiedziałam, że 250k za trip do Mataram to dużo :) W końcu Olka pojechała za 120l, razem z 3 innymi osobami, czyli się da. :) wiem jednak, że po zmroku nie mam co się pojawiać w Lembar. :)
Łódka - dla mnie już nic nowego, wydawało mi się, że nic mnie nie zaskoczy. Odważna jestem w końcu. Jednak sztorm i deszcz (w zasadzie to ulewa) trochę mnie zmiękczyły, więc po raz kolejny poprosiłam o pomoc panów z Foo Figters o dawkę adrenaliny... Wytrwałam. Później z Paganbai busem do Denpasar... I taksówka i w finale lotnisko. Dotarłam o 3 nad ranem. Czas: 11 godzin.
Lot do KL był ok, spałam. KL - nowe, może lekko odmienione, inaczej na nie patrzę teraz, bo chyba byłam kimś innym, gdy byłam tu ostatnio. Miałam różne durne myśli, zatęsknienia, przyzwyczajenia. Teraz jest inaczej - lepiej, bardziej prosto, bardziej szczerze.ie robić, gry wróci do Węgier i mimo, że mam dokładnie 6 miesięcy do podjęcia jakiegokolwiek działania, doskonale rozumiem jego słowa. Ja też nie wiem. Nie wiem co będzie. Ale się nie zamartwiam.
Przyjechałam na Bali o 3 nad ranem, ale podróż zaczęła się znacznie wczeniej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz