czwartek, 30 grudnia 2010

2011

Święta, święta i po świętach. Brzuch mnie ciągle boli, pewnie dlatego że wróciłam do swojego „ulubionego” ryżu, owsianki, kawy, a to się zdecydowanie różni od mojego menu sprzed tygodnia.
Jak dla mnie, jutrzejszy dzień to nic specjalnego, dzień jak co dzień. Nie mam specjalnych kreacji, nie wypije szampana, nie pomyślę życzeń, ale postanowienie zrobię. W zasadzie to tylko jedno: „niech będzie co ma być”, bo zaczęłam wychodzić na takim podejściu całkiem nieźle. Mijający rok nie należał do najgorszych, tak na dobrą sprawę wydaje mi się, że był całkiem niezły – jestem w końcu w Indonezji! Za mną łącznie 23 loty, 5 nowych państw, które odwiedziłam, sporo wartościowych ludzi, których poznałam, za którymi tęsknię, o których myślę. Mam nadzieję, że 2011 będzie chociaż podobny do tego mijającego, ale gdzieś pod skórą czuję, że będzie jeszcze lepszy. Pamiętam, jak z początkiem 2010, powiedziałam sobie, że to „mój” rok. I tak się właśnie stało, tak właśnie czuję. Nie żałuję żadnego dnia z tych 365 dni, z każdego jestem dumna, każdy pamiętam dokładnie. I niech te kolejne dają mi takie same powody do radości!
***
Życzę Wam, aby każdy z Was odnalazł swoją własną Indonezję, abyście zawsze mieli miejsca przy oknie, aby nie brakowało stron w przewodnikach. Aby każdy kolejny dzień napędzał, motywował, sprawiał radość. Mam wrażenie, że przed nami 365 szalonych dni, z których każdy będzie inny, lepszy od poprzedniego, bardziej pozytywny, lepszy. Najlepszego.
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz