poniedziałek, 27 grudnia 2010

KL again

KL! Święta! 30 stopni! Słońce! Czyli najbardziej standardowe i stereotypowe święta BN ;) mistrz.
Najpierw KL - mieszkając na 'wiosce' (Mataram nie jest wioską, ale przy KL jest; nawet Warszawa jest wioską przy KL) trochę się odzwyczaiłam o metra, sklepów, samochodów, głośnych klubów, basenów na 7 piętrze (to lubię!), gorących pryszniców, tłumów ludzi... I cholera okazało się, że oprócz gorącej wody nie tęsknię za niczym więcej, co związane jest z 'wielkim, wspaniałym' światem. Really. Wioska vs miasto - 1:0.
Takie to nieprawdziwe, ci ludzie tutaj, takie mam wrażenie trochę zakłamane, przykład: dziewczyna w butach na baaardzo wysokim obcasie (buty eleganckie, lekko ekstrawaganckie), w których ledwo idzie, długa szara spódnia, sięgająca jej do kostek, a na głowie co? Jilbab. Jeżeli to jest 'czystość' i próba niezwracania na siebie uwagi, to ja chyba czegoś nie rozumiem. Albo jilbab, na którym mienią się znaczki LV i Chanel ;) Prostota.
Święta minęły szyko - z pysznym jedzeniem (Halka - jeszcze raz dziękuję za tort makowy!), w świetnym towarzystwie (nawet z ambasadorem hehehe). Mimo, że 'Last Christmas' słyszałam z glośników... żeby były święta po prostu zimno musi być. Fajnie, że jest AC :) heh
Szybko minęło. Wracam jutro. Trochę szkoda... z drugiej strony, tęsknię za wsią. :)


ps. Zapomniałam chyba napisać, że nie wracam łódką... przebookowałam lot i wracam Merpati. Oszczędność rzędu 20 złotych, czas: 11 godzin vs 25 minut. Dziękuję. Fasten your seat belts.

1 komentarz: