niedziela, 17 października 2010

I ślubuję ci...

Mam mnóstwo znajomych, którzy przynajmniej raz w miesiącu są na ślubie czy weselu. Co chwilę zastanawiają się co założą, jaki prezent kupią, gdzie zamówią kwiaty. Wiolka na przykład. Odkąd z nią mieszkam była chyba na 7 ślubach i weselach, gdy ja na... jednym (ale najlepszym na świecie! hehe). Nie wiem czy wynika to z faktu, że ja po prostu jestem nielubiana, przez co niezapraszana na śluby (chociaż to niemożliwe!) czy z tego, że moi znajomi w porównaniu do Wiolki są singlami, niezależnymi (egoistycznymi, hedonistycznymi...) typami.
Ślubna kultura w Polsce jest przebogata, o ile nie „za” bogata. Organizowane są targi, wystawy sukien ślubnych, na rynku wydawniczym jest sporo magazynów, które radzą jak i gdzie się ubrać, jakim samochodem pojechać do ślubu itd. Nie będę ukrywać, że mnie to męczy i absolutnie jest jest fanem tego rodzaju wydawania kasy.
Indonezja moim zdaniem pod kątem podejścia do ceremonii ślubnych przebija Polskę na głowę. Uwierzcie, że się da. Po pierwsze wynika to z faktu miksu kilku kultur i religii w Indonezji, przez co ślub może być utrzymany w klimacie muslim, balinese, javanese, sasak, christian... Co więc oznacza, że każda kultura ma swoje magazyny, swoje miejscówki na wesele, swoich „ludzi” od organizacji, swoich stylistów (!), swoich fotografów (bo przecież fotograf od muslimów nie może zrobić dobrych fot dla balinese...), swoich speców od cateringu etc. etc.... Więc robi się grubo :)
Wczoraj byłam na indonezyjskim weselu razem z Mr. I. i mam wrażenie, że nie będzie to ostatnie wesele podczas mojego pobytu tutaj (chyba 24-ego idziemy na kolejne). Miałam wielkie obiekcje, żeby tam iść, bo w końcu jako bule, będę atrakcją wieczoru (tu warto zaznaczyć, że wcale się nie pomyliłam), nie mam odpowiednich ciuchów, ani nie czułam, że powinnam tam iść, ale... ciekawość zwyciężyła, no i Mr. I. nalegał. Poszliśmy więc. I było światowo.
Przed wejściem na salę, każdy z zaproszonych gości wpisuje się do pamiątkowej księgi, do specjalnej urny wrzuca kopertę z prezentem (zazwyczaj około 15.000 idr, czyli jakieś $1,5). W zamian dostaje skromny upominek od pary młodej – dostaliśmy otwieracz do butelek :)
Ponieważ panna młoda była z Papui na początku ceremonii odbył się super radosny taniec w wykonaniu tancerzy, ubranych w regionalne stroje. Za tancerzami na stole znajdował się tort weselny – uwaga – niesłodki (!), wykonany z ryżu (no bo z czego?) i mięsa. :) rytuał jest taki, że panna młoda karmi pana młodego ryżem, później on karmi swoją przyszłą żonę. Symbolicznie. Później udają się na specjalnie wyznaczone miejsce, gdzie 400 osób (!!!) składa im życzenia. Wiem, że dla nich jest to niesamowicie niewygodne i męczące – mają na sobie ciężkie, niewygodne ciuchy, tony makijażu, świecidełek, ozdób. Ale mus, to mus. W trakcie składania życzeń parze młodej na sali serwowany jest catering, w postaci regionalnego, prawdziwego indonezyjskiego jedzenia – ryż, mięso (bez wieprzowiny), słodycze, lody, owoce, woda. Bez alkoholu. W tle gra dwuosobowy zespół, który chyba jak każdy indonezyjski zespół robi show na scenie :))))
I tak sobie składają te życzenia przez godzinę, później są zdjęcia i koniec. I to przewaga indonezyjskiego ślubu nad polskim. Bez picia do 6 rano, bez poprawin (czy ktoś mi w końcu wytłumaczy o co w tym chodzi??? Karolina próbowała ostatnio w KL, jak się spotkałyśmy. Ja rozumiem, że zostaje jedzenie itd... ale czy nie można zamówić tyle, aby nie zostało nic???). Skromne, mimo że niesamowicie złote i świecące. Podobało mi się.
Na 400 osób na sali był jeszcze jeden bule ze swoją indonezyjską małżonką. Gdy rozmawialiśmy obok nas stały dzieci, pokazując na nas palcem. Byliśmy dodatkową atrakcją, oprócz zespołu muzycznego. Śmieszne to, ale już mi nie przeszkadza. :)

mięsny tort weselny


tańce


krojenie tortu


krojenie tortu 2


niamu


życzenia


życzenia 2


para młoda


para młoda i policyjni goście (aaa... panna młoda jest policjantką - zapomniałam dodać)


zespół

7 komentarzy:

  1. tak, i ja singiel, egoistyczny hedonistyczny typ rzeczywiście bywam na takich ceremoniach:) moze moi znajomi mniej egoistyczni albo to juz ten moment ten wiek :)
    ale ale ale .... z pustymi rękoma przynajmniej:) mam juz welon i bukiet mam ....

    W.

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja bukiet mam tez mam, i to juz rok minal jak go mam, tzn. zgubilem, no i wszystko co idzie za bukietem tez zgubilem, chyba nie znajde, no i tez jestem nielubiany bo bylem w swoim zyciu na 4 weselach :( smutne ale jakie oszczedne! :)

    m.

    OdpowiedzUsuń
  3. hm. ja ani bukietu, ani nic. cholera. czyzby to znaczylo, ze na mnie nie kolej? no come on! babcia by sie ucieszyla ;) haha
    podpisujcie sie, bo nie daje mi spokoju kto czyta, kto komentuje... zagadka dnia :)
    z pozdrowieniami
    m jak mistrz swiata.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja czytałam i mam dość tematu weselnego, ślubnego...mimo ze twoj post czytało mi się fajnie!
    a wrócisz do 28 maja 2010?
    bo tak się składa przez przypadek, że ja mam ślub :)
    i zaprosić Cię mogę, pod warunkiem, ze przywieziesz te czaderskie stroje pary młodej:Dhahhaha
    ściskam

    OdpowiedzUsuń
  5. hahhaha a fuck nie podpisałam się :)
    o ja gupia!
    Justi Smroderek

    OdpowiedzUsuń
  6. AAAA! Nie przypuszczalabym! Ciesze sie bejbe! A Marcinkiewicz zaproszony? ;)
    Nie bedzie mnie niestety, wracam tydzien pozniej... ale bede duchem i bede czeptac do ucha: "Ja Justyna..." ;)*

    OdpowiedzUsuń