piątek, 8 października 2010

Sen

Duży, wysoki blok mieszkalny, z lat '70 w centrum Warszawy. Każda z
nas ma swoje piętro, a na nim długi korytarz z zamkniętymi drzwiami po
obu stronach. Niektóre z drzwi są zamknięte na klucz, nie można wejść
do środka, mimo że ciekawość jest silna a chęć poznania jest nie do
zniesienia. Niektóre są otwarte, z łatwym dostępem do tego, co w
środku, choć nie zawsze jest to coś, czego się każda z nas spodziewa i
pragnie. I tak, chodzimy od drzwi do drzwi, otwierając i zamykając je
lub też próbując otworzyć te zamknięte. Czasem słychać trzask drzwi z
głośnym wrzaskiem rozgoryczenia, żalu i smutku. Czasem słychać głośne
dobijanie się do środka, walenie pięścią w stare drewno i krzyk
"otwórz mi, to ja!".
Anka znalazła drzwi, zapukała, ktoś miły jej otworzył, przeszła przez
próg i zamknęła je od środka. Jest w domu. Kaśka z kolei chyba
znalazła już te właściwe drzwi. Były otwarte. Rozmawia jeszcze w progu
i wierzę, że niedługo zamknie je od środka na zasuwę. Ja chwilo siedzę
na korytarzu, oparta o ścianę, bo się zmęczyłam. Patrzę na lewo i
prawo, na milion możliwości wyboru i nie chce mi się, nogi mnie bolą.
Poczekam, odpocznę.
I ciągle słyszę pukanie do drzwi na innych piętrach. Powodzenia.
Taki miałam sen wczoraj. Chyba za dużo słońca.

--

1 komentarz:

  1. :)
    Wiolus. Bylas. Ale tez odpoczywasz... nie wygodne buty masz chyba. :*

    OdpowiedzUsuń