sobota, 14 sierpnia 2010

ambasador

indyjski dzien niepodleglosci.
feta w centrum kongresowym.
ambasadorowie, dyplomaci.
garnitury, sari, krawaty, szmaty.
torty, ryby, naan, szampan.
i rozmowa. z nia najciezej. o jedzeniu i o piciu. i o ciuchach i wycieczkach.
i tylko jedno pytanie: co biedacy zjedza na sniadanie?

Chce byc ambasadorem! Miec na samochodzie flage swojego wymyslonego
kraju. Samochod czarny, blyszczacy, z szoferem w niebieskiej czapce z
piorkiem! I drzwi bedzie mi otwierac. Jak wysiade, zamknie je
cichutko. Czerwony dywan zaprowadzi do wejscia, ktore tez magicznie
sie otworzy. Jak Sezam. A pozniej zabawa. Bal. Rozmowy o niczym,
prowadzone przy litrach alkoholowego nektaru! Bedzie cudownie. Będzie
bajkowo.

Dzis jednak bylam jako gosc. Slabsza wersja bajki.

A z pobliskiego meczetu dobiegaja dzwieki modlitwy do Allaha. Modlitwy
o to wszystko, co kawalek dalej jest dostepne dla wybranych. Swieta
wojna?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz