niedziela, 8 sierpnia 2010

Lot

I od nowa.
Trasa WAW-VIE-DEL (dla tych, ktorzy nie posluguja sie skrotami lotnisk - Warszawa-Wieden-Delhi) przebiegla szybko, bez wiekszych komplikacji.
Samolot z WAW nazwany wymyslnie Fokkerem (gratulacje dla wymyslacza!) smieszny. Z kulkami po bokach i smiglami zabawkowymi. Przez 1,2 h lotu nie moglam oderwac oczu od smigla z durnym pytaniem w glowie: a co bedzie jesli...? ;)
Z VIE do DEL - spalam. Ominely mnie precle i goraczy reczniczek. Szkoda. Filmy bez sensu, bez mozliwosci wybrania konkretnego, na ktory wlasnie masz ochote... plus puszczane o ustalonych godzinach, ale nie wiadomo jakich.
Lotnisko w Delhi - miszcz. Wyladowalam o 00.20 mniej wiecej, a bagaz odebralam o 2.00. Nie spieszylo im sie. Przyjechal po mnie pan kierowca swoim samochodem zabawka - bez lusterek, z silnikiem obok kierownicy. ;) W czerwonym turbanie.
Droga z lotniska do hotelu - piekna. zaczyna sie szesciopasmowa (!), pozniej zmniejsza sie na 4. Nie szkodzi, bo i tak jezdza srodkiem, bez kierunkowskazow, bez lusterek bocznych i podobnie jak w Malezji trabia, informujac: "hej, bede ci mijal!". Spoko. Ludzie spia na chodnikach w towarzystwie krow. Czarnych. Moze za cieplo maja w domu? ;)
Ja w hotelu, laduje akumulatory na jutrzejsza podroz do KL (Kuala Lumpur, c'nie?).
To pjona!
Gazeta z dzis. Zeby nie bylo!

I ta mysl, ktora ciagle krazy po glowie, ze te wrzeszczace i skaczece dzieciaki na pewno beda siedziec za toba!

wspomniane wczesniej kolko.

I smiglo... male, nie?

2 komentarze:

  1. ciesze sie ze jestes juz bezp na ziemi, delijskiej co prawda ale ziemi :)
    a dzieciaki.... wiem o co chodzi :)
    buuuuuuuuziak

    OdpowiedzUsuń
  2. po godzinie twojego komentarza, widze ze bylo grubo... ;)

    OdpowiedzUsuń