środa, 1 września 2010

dzien 3

Jest juz lepiej. I ze mna, i z tym durnym miejscem. Postanowilam wczoraj, ze zaczne miec "wyje^&*(" na wszystko (przepraszam za slowo, ale podejrzewam, ze to jedyne sluszne wyrazenie, jakie odwierciedla nastawienie Indonezyjczykow do zycia). Bede jak oni.
Zawzielam sie w sobie i zaczynam na wlasna reke uczyc sie tego gownianego jezyka. Mimo, ze jest 15.00 umiem juz liczyc i tak np. 1982 bedzie seribu sembilan ratus delapan puluh dua; a 473 bedzie empat ratus tujuh puluh tiga! HA!
musi byc dobrze cholera.
dzis postanowilam, ze na urodziny swoje sprawie sobie rower. NOWY, a nie jakis tam uzywany. Nowy rower (z przerzutkami! a co!) kosztowac mnie bedzie ok. 200.000 ruphii, co daje ok. 20$, co daje ok. 60 zl ;) wiec mozna!
Dzien jest lepszy, bardziej sloneczny.
Zjadlam zajebiste sniadanie, wypilam kawe bez cukru (!!!! MOZNA???) i jest mi dobrze.
A moze 1 wrzesnia, to wlasnie moj dzien?
Da-da (co oznacza: bye bye) ;)

3 komentarze:

  1. ufff idzie wszystko w dobrą strone!!!
    mówiłam , daj se czasu troszke...
    a ten no nie ukrywam, że opowieśc o podróży mini-śmierdzącym vanem uroczaaaa , sweet naprawde...

    Lubie To!

    kaka

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem dumna!
    mam nadzieje ze ten stan utrzyma sie przez dluzszy czas
    da da

    OdpowiedzUsuń
  3. idzie w dobra strone, to prawda.
    nie jest zle, moze nawet jest dobrze.
    bedzie jeszcze bardziej git! MUSI!

    OdpowiedzUsuń