czwartek, 9 września 2010

Swietowanie

Zbliza sie lebaran - ostatni dzien ramadanu, ktory wiaze sie z wielkim
swietowaniem. Przychodza znajomi, przyjaciele, rodzina, zyczac sobie
wszystkie najlepszego, przepraszajac za zle rzeczy, ktorych sie
dopuscili, ktore popelnili. Cos jak Thanksgiving Day czy wigilia.
Przez przygotowania do tego swieta, ktore jest jutro, na ulicach jest
pusto, sklepy zamkniete. Ja dostalam zaproszenie na jutrzejszy super
uroczysty lunch u moj gospodyni, do ktorej zjechala sie cala rodzina.
Fajnie.
Pada deszcz. Od dwoch godzin. Ciemno jest, troche sennie. Dzien, jak co dzień.
W zeszlym tygodniu umowilam sie z moim inteligentnym, swietnie
mowiacym po angielsku supervisorem, ze przyjde w czwartek (czyli
dzis!) na uniwerek i pojedziemy do biura imigracyjnego po moj paszport
i kitas. I co? Okazalo sie, ze czwartek o ktorej myslal moj supervisor
byl w rzeczywistosci sroda, wiec jak poszlam dzis na uniwerek,
pocalowalam klamke. Spokoj mnie uratuje. Waiting yes? Waiting.
Koniec ramadanu wiaze sie podobno z wielkim fetowaniem końca
miesiecznej glodowki, a co za tym idzie bedzie mini-karnawal, ktory
potrwa przez tydzien. Podobno jest super kolorowo, bajecznie, ludzie
wychodza na ulice, spiewaja. Zobaczymy jak to bedzie.
Tymczasem susze sie, bo jestem cala mokra - deszcz mnie dopadl w
polowie drogi na market... Zielona herbata, ksiazka. To plan na
dzisiejszy dzien!
Da-da!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz